Pewnie i
tak już wszyscy moi czytelnicy myślą, że nie mam życia, dlatego raczej nie
będzie problemem, jeżeli kolejny rozdział opublikuję już dzisiaj :)
Noc w Whiskey A Go Go zmusiła mnie do wielu
przemyśleń. Zwłaszcza tych na temat Davida. Przetańczyliśmy całą noc.
Oczywiście z przerwami na obalenie kolejnych flaszek mojej ukochanej szkockiej.
Kiedy byłam umierająca, on dopiero się rozkręcał. Ten to ma łeb. Po alkoholu atmosfera
się rozluźniła, a rozmowa zdawała się trwać bez końca. Oczywiście nikomu to nie
przeszkadzało. Mówiliśmy o tym, co się zmieniło w naszym życiu od ostatniego
spotkania. Oczywiście, ani słowem nie wspomniałam o Jimmy’m, nie miałam serca
do tego wracać.
Nie wiem, kiedy będę miała kolejną okazję
spotkać się z chłopakami. Rozmawiałam z Johnem, ale nie chciał udzielić mi
żadnych informacji. Powiedział tylko, żebym wróciła do swojej roboty, bo
Chester zajmie się nimi w dalszej części projektu. Nie miałam zamiaru się
sprzeczać. Na początku nawet było mi to na rękę. Mniej więcej do wczoraj
wieczorem, bo wtedy zaczęłam intensywnie myśleć o Coverdale’u i… ja chyba za
nim tęsknię. Wiem, to głupie i infantylne. Powinnam się ogarnąć.
W powrocie do rzeczywistości miała mi pomóc
relaksująca kąpiel. Napuściłam wody do wanny, dodałam soli i mnóstwo płynów, z
których powstała puszysta piana. Związałam włosy i zanurzyłam się w krainie
wiecznego relaksu i ukojenia. Zamknęłam oczy, rozpoczynając oczyszczanie umysłu.
Czułam się znakomicie. Nie myślałam o niczym, nic mnie nie obchodziło. Było mi
błogo, dopóki nie zadzwonił telefon.
Na początku starałam się go ignorować, jednak
przy trzecim podejściu już się poddałam. Owinięta ręcznikiem pobiegłam do
przedpokoju, gdzie znajdował się czerwony telefon.
- Tak, słucham? – Zapytałam z wyraźną irytacją w
głosie.
- Witaj, Alice. Tu John. – Na dźwięk tego
imienia, ugięły się pode mną kolana. Byłam pewna, że coś się stało.
- Nie dzwonisz, żeby przekazać mi radosną
wiadomość o podwyżce, prawda?
- Nie jest ona wykluczona, pod warunkiem, że w
ciągu godziny stawisz się na lotnisku w centrum. – Odpowiedział mój przełożony.
- To jakiś żart?! – Krzyknęłam do słuchawki.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, pośpiesz się, bo
za trzy godziny lecisz do Londynu. – Rozłączył się.
Miałam ochotę zacząć krzyczeć. Nienawidziłam
tych jego spontanicznych rozwiązań mojego przełożonego, z którymi tak często
się spotykałam. Szybko wypuściłam wodę z wanny i zaczęłam robić makijaż.
Czerwona szminka i wytuszowane rzęsy musiały wystarczyć. Włosy związałam
ponownie w koka, aby mi nie przeszkadzały, kilka następnych godzin zapowiadało
się wyjątkowo ekstremalnie.
Nie miałam pojęcia na jak długo lecę, więc
zaczęłam pakować do średnich rozmiarów walizki, wszystkie rzeczy, jakie
znalazłam w szafie. Z racji, że nie były poukładanie, nie zmieściło ich się tam
zbyt wiele. Miałam jeszcze 15 minut do wyjścia. Całe szczęście, że mieszkałam
stosunkowo blisko lotniska. Założyłam wysłużoną koszulkę Rainbow i legginsy, po
czym wybiegłam z mieszkania, o ile można mówić o bieganiu z ogromną walizką u
boku. Przy wieżowcu czekała na mnie taksówka.
- Na lotnisko, proszę. – Powiedziałam zdyszana.
Taksówkarz uśmiechnął się przyjaźnie i ruszyliśmy.
Na miejscu byłam niecałe dwie godziny przed
odlotem. Całe szczęście, że John pomyślał i kazał stać rudej Margaret przy
głównym wejściu, aby sprawnie mną pokierowała.
Przy odprawie spotkałam Johna, Stellę –
asystentkę mojego przełożonego i kilka innych osób z wytwórni. John zawzięcie
rozmawiał z kimś przez telefon, więc stałam z boku i cierpliwie czekałam aż
skończy. Potem gdzieś poszedł, co wzbudziło we mnie lekki niepokój. Ponownie
widziałam go dopiero na pokładzie samolotu.
John zajął miejsce obok mnie. Stewardesy krążyły
w tę i z powrotem. Kiedy wszystko się uspokoiło, zwrócił się do mnie jeszcze
milej niż zazwyczaj.
- Chester nawalił. – Zaczął ostrożnie. – Deep Purple
nieźle daje mu w tyłek. Podobno ujarzmienie ich jest trudniejsze niż się
zdawało. Raport, który otrzymałem był bardzo chaotyczny i nieścisły, dlatego
zadecydowałem, że muszę wziąć Cię ze sobą. Masz dobry kontakt z chłopakami, na
pewno mu pomożesz.
- Nie wierzę. – Jęknęłam. – Znowu każesz mi
pracować z Deep Purple? – Zapytałam ze zrezygnowaniem.
- To źle? – Zdziwił się Johnny. – Świetnie sobie
z nimi radzisz. Łowienie talentów jest dobre dla żółtodziobów, Ciebie od teraz
powinny interesować tylko gwiazdy wielkiego kalibru.
- Czy Ty właśnie dałeś mi awans? – Zapytałam z
rozbawieniem. Mój pracodawca tylko przewrócił oczami z uśmiechem i wrócił do
czytania książki.
Na całe szczęście, miałam miejsce przy oknie.
Rozmyślałam o mojej nowej roli, delektując się niebiańską fakturą obłoków, pośród
których szybowaliśmy od dobrych kilku godzin.
Miesiąc w Londynie brzmiał fantastycznie, jednak
miałam pewne obawy. Większość z nich była związana z Davidem i faktem, że
podczas trasy promocyjnej będziemy na siebie skazani przez sporą ilość czasu.
Nie miałam zamiaru jednak roztrząsać tego sama ze sobą. – Będzie, co będzie. –
Pomyślałam i wyciągnęłam z torebki słuchawki, po czym odpłynęłam, wsłuchując
się w magiczne utwory Beatlesów.
Przed wieczorem wylądowaliśmy na miejscu. John
zapewnił mnie, że dzisiaj będę mogła spokojnie odespać dzień spędzony w
samolocie, bo pracę zaczynam dopiero od jutra.
Czekające na nas taksówki, odwiozły wszystkich
do hotelu. Dostałam samodzielny pokój na trzecim piętrze z widokiem na
przepiękne ogrody. Nie miałam jednak siły ich podziwiać. Runęłam na łóżko i zapadłam
w głęboki, dziecięcy sen…
…Nie trwał on jednak zbyt długo, ponieważ
obudziły mnie głośne rozmowy Johna z chłopakami z Deep Purple. Dave ostro się o
coś awanturował. Przetarłam oczy i podniosłam się z łóżka. Dźwięki stawały się
coraz bardziej wyraźne. Kiedy otwarłam drzwi do swojego apartamentu, chłopcy
stali dokładnie naprzeciwko niego. Z wyjątkiem Ritchiego, który bezmyślnie
opierał się o nie.
- Och, wybacz Ritchie. – Powiedziałam zaspana.
Uważnie przyjrzałam się całej piątce i Johnowi. Uznałam, że w dobrym guście będzie
teraz się przywitać. – Miło Was widzieć, chłopcy.
- Ally?! – Zapytał ze zdziwieniem Ian.
- We własnej osobie. – Odpowiedziałam z
uśmiechem. – Miałam w planach spotkać się z Wami dopiero jutro, ale jesteście tak
głośni, że nie da się spać. – Zaśmiałam się widząc konsternację na twarzach chłopców
z zespołu. – John, o czym tak zawzięcie dyskutujecie?
- Nastąpił mały zgrzyt odnośnie podpisanej
wcześniej umowy. – Zaczął niepewnie mój przełożony.
- Nie ma żadnych zgrzytów. – Odparłam pewna
siebie. – Umowa to umowa. Mam w pokoju dokładny plan projektu i oryginał umowy,
ale bądźcie tak mili i pozwólcie mi przedstawić Wam go dopiero jutro.
Byłam szczerze zaskoczona brakiem sprzeciwów ze
strony moich podopiecznych. Rozmowa ucichła w momencie, gdy usłyszeliśmy czyjeś
kroki.
- Myślałem, że już nigdy się nie uspokoicie. –
Żalił się Chester. – Witaj, piękna Alice. Jak dobrze Cię widzieć. Teraz już na
pewno wszystko pójdzie zgodnie z planem. Dzięki Johnie, że przywiozłeś ze sobą
tak rzetelną pomoc.
Potem już John rozmawiał tylko ze Chesterem.
Chłopcy z Deep Purple i ja tylko uważnie się temu przysłuchiwaliśmy. David cały
czas się na mnie patrzył, jednak nie było to bezczelne gapienie się, tylko coś
w rodzaju… podziwu (?) Poczułam się wtedy piękna i godna jego uwagi, ale
starałam się o tym nie myśleć. Przyjechałam tu w sprawach służbowych. Muszę,
więc wykazać się pełnym profesjonalizmem. W końcu wymaga tego ode mnie każdy…
oprócz Coverdale’a.
Po tej krótkiej wymianie zdań skierowaliśmy się
wszyscy do hotelowej restauracji. Tam mieliśmy zjeść coś przyzwoitego i omówić
zakres obowiązków, który zasadniczo uległ zmianie ze względu na mój przyjazd.
Pomimo tego, że byłam w pracy, umysłem znajdowałam się zupełnie gdzie indziej…
najprawdopodobniej w Coverdalelandzie…
--------------------------------------------
Kolejny rozdział już za nami. Chyba sama jeszcze
nie wiem, do czego w tym opowiadaniu zmierzam, ale jak na razie jestem całkiem
zadowolona. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystko jest tu jak w prawdziwej
książce, ale to chyba też nie o to chodzi. Mam nadzieję, że nie jesteście
zawiedzeni dalszym ciągiem historii. Pozdrawiam :)
Tego to się kurde nie spodziewałam. W sensie, że ten porąbany szef czy tam przełożony każe jej lecieć do Londynu i, że da jej tak mało czasu. W moim przypadku byłoby to nierealne, bo ja to się kurde 1,5 godziny do babci na obiad szykuję... Ale wracając do rozdziału to... Ona musi teraz kurde, nie wiem zbliżyć się do Davida. Musi! Ja tego żądam! A jak nie to łeb urwę! XD
OdpowiedzUsuńNie, nie jestem zawiedziona dalszym ciągiem historii. Ja jestem zaskoczona i to nie tylko tym, że tak szybko dodajesz rozdziały. Jak już mówiłam, świetny rozdział :)
To ja Cię tam pozdrawiam i życzę weny!
Cieszę się, że jeszcze udaje mi się kogokolwiek w tym świecie zaskoczyć :)
UsuńAlice chyba jest przygotowana na takie ekstremalne sytuacje, bo już nie raz od życia w tyłek dostała. Czy się zbliży do Davida? Tego jeszcze nie wiem, ale na nudę raczej narzekać nie będzie :)
Witam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPrzed chwilkę skończyłam czytać wszystko co do tej pory zamieściłaś na blogu. Muszę przyznać, że robiłam to z ogromną przyjemnością!
Temat fabuły jest bardzo oryginalny, nie spotkałam się jeszcze z opowiadaniem o Deep Purple. Sama nie słucham za dużo tego zespołu, ale to nie zmienia faktu, że bardzo mi się tu podoba!
Akcja po prologu przeniosła się o sporo do przodu, ale dzięki temu wiadomo, co łączyło kiedyś Dave'a z Alice. Ah, fajnie by było, jakby taka upojna wspólna noc się po latach pojawiła xD Ale ty piszesz, więc ty zadecydujesz, a pomysły jak dotychczas masz naprawdę świetne!
Bardzo ciekawi mnie wątek z Jimmy'm, który pojawił się w między czasie. Jak jest Page, to musi być świetnie, haha ;D
Czekam na ciąg dalszy, z niecierpliwością!
Aha, i jakby Ci się kiedyś nudziło, możesz wpaść do mnie:
http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/
Weny życzę!
Hugs, Rocky.
Również witam :)
UsuńCieszę się, że mogę zaoferować Wam coś czego jeszcze nie było. W tym wypadku padło na Deep Purple, jednak Led Zeppelin i inne zespoły z tamtego okresu też na pewno się pojawią. Co do wątków erotycznych to jestem na nie w 100% przygotowana, na pewno niebawem się pojawią.
Dziękuję za miłe słowa i zabieram się do czytania Twojego opowiadania :)