Dziękuję
za pierwsze odzewy z Waszej strony. Mam nadzieję, że nadal będziecie czytać
moje wypociny i je komentować :)
1980r.
Ostatnie dwa lata mojego życia były dla mnie
przełomowe. Straciłam pracę w Rainbow, ale znalazłam w międzynarodowej firmie
wyławiającej młode talenty z naciskiem na rockowe głosy i ostre brzmienia.
Pomimo braku kwalifikacji, mój wtedy przyszły pracodawca był zachwycony moją
charyzmą… biustem pewnie też. Niemała pensja pozwoliła mi na wynajem
przyzwoitego mieszkania w centrum. Rozpoczęłam również studia. Narkotyki
odeszły w niepamięć. Nałóg alkoholowy też. Od czasu do czasu zdarzyło mi się
zapalić, ale wreszcie można było nazwać mnie porządnym człowiekiem. Poznałam
też Jimmy’ego. Na początku łączył nas tylko niezobowiązujący seks. Było
naprawdę przyjemnie, ale potem, kiedy zaczęliśmy już coś do siebie czuć,
legendarny gitarzysta przypomniał sobie o rodzinie i o tym, jaki skandal mógłby
wybuchnąć z powodu romansu trzonu Led Zeppelin. Reasumując: W ciągu tych dwóch
lat stałam się wolną i niezależną kobietą.
Była 7 rano. Jak zwykle zabiegana, szykowałam
się do pracy. Ubranie, makijaż, śniadanie. Wszystko na raz. Miałam niecałą
godzinę na dojechanie do studia. Dziś mieli zawitać u nas Deep Purple. Jakaś
sesja nagraniowa, kilka wywiadów itd… Nie rozumiem, czemu zatrudnili do tego
akurat mnie. Ale to nieistotne. Praca, to praca, a ja miałam coraz mniej czasu.
Wbiegłam do łazienki i popatrzyłam na siebie z politowaniem. Przeczesałam włosy
palcami i umyłam twarz. Podkreśliłam delikatnie oczy i już byłam w drodze do
garderoby. Wyciągnęłam stamtąd moje ukochane skórzane spodnie. Do tego podkoszulek
Led Zeppelin (Oh, Jimmy) i marynarkę. Buty czekały na mnie w przedpokoju.
Podobnie jak torebka. Wyciągnęłam z lodówki jakiś jogurt po czym ruszyłam w
kierunku wyjścia. Uśmiechnęłam się do lustra i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
W studio znalazłam się niecały kwadrans przed
ósmą. O dziwo nie było korków, może gdybym jechała autobusem… Ehh, wyrobienie
prawa jazdy to zdecydowanie najsłuszniejsza rzecz, jaką zrobiłam z własnej,
nieprzymuszonej woli.
Usłyszałam jak ktoś z recepcji krzyczy moje imię.
To była Margaret. Ruda recepcjonistka nerwowo wymachiwała rękami abym do niej
przyszła.
- Coś nie tak, Maggie? – Zapytałam wesoło, ale
jak się później okazało, tylko mi było do śmiechu.
- Co z Tobą, dziewczyno! Oni już tu są. –
Powiedziała ostro M, podając mi w międzyczasie teczkę, w której znajdował się plan
na dzisiejszy dzień.
- Przecież mieli być dopiero za pół godziny…
- To im to powiedz. – Odburknęła dziewczyna i
wróciła do swoich zadań.
Odebrałam od niej teczkę i uśmiechnęłam się z
przekąsem. Skierowałam się w kierunku windy, gdzie przejrzałam plan na dziś.
Nie mam pojęcia, kto go układał, ale chyba zapomniał o tym, że Deep Purple to
poważny zespół rockowy, a nie banda 5latków. Będę musiała porozmawiać o tym z
Johnem w międzyczasie.
Kiedy byłam już na piętrze, usłyszałam
charakterystyczne śmiechy członków zespołu. Byli tak głośni, że zlokalizowanie
pokoju, w którym przebywali nie było żadnym wyczynem. Stanęłam przed drzwiami.
Poprawiłam włosy, wzięłam głęboki oddech i chwyciłam za klamkę.
- Bardzo panów przepraszam, że musieliście na
mnie czekać. Nazywam się Alice Rosemary Clarks i moim zadaniem będzie… -
właśnie, co mam z nimi robić?! – Dotrzymanie panom towarzystwa, podczas pracy.
Oczywiście proszę nie myśleć o niczym nieodpowiednim dla godzin dziennych. –
Zaśmiałam się, wywołując rozbawienie na twarzach członków Deep Purple i… Davida
Coverdale’a, który odkąd weszłam do tego pomieszczenia, wręcz rozbierał mnie
wzrokiem… Wtedy poczułam, że dzisiejszy dzień będzie znacznie trudniejszy niż
przewidywałam.
Po pół godziny rozmowy, chłopcy uznali, że
najwyższy czas wziąć się do pracy. Jako Deep Purple nie istnieli już od 4 lat,
ale po długich namowach zgodzili się scoverować trzy piosenki do albumu
upamiętniającego 50 lat działalności Stars Records, która była ich pierwszą
wytwórnią.
Nadal nie mogę uwierzyć, że dałam się w to
wpakować, na śmierć zapomniałam o wokaliście Whitesnake i o tym, że to jest
bardziej niż pewne, że przyjedzie tu, jako członek reaktywowanego Deep Purple.
No nic, Maleńka. Teraz musisz zacisnąć ząbki i z klasą wszystkimi pokierować.
Chciałam za wszelką cenę wyjść jak najbardziej
profesjonalnie, jednak David wcale mi tego nie ułatwiał. Postanowiłam trzymać
się z Jonem, który był do mnie najmilej nastawiony. Nie ukrywał sympatii do
mnie, za to ja ukrywałam, że nie przeszkadza mi, że siedemnaście lat starszy
mężczyzna myśli o mnie, jako o potencjalnej kandydatce do łóżkowych igraszek.
- Dobrze, panowie. Tutaj znajduje się cały
sprzęt. Mogę wiedzieć, jakie piosenki będziemy nagrywać? – Zapytałam swoim
profesjonalnym głosem nr 4.
- Wish You
Were Here, Waiting For a Girl Like You i Since I’ve Been Loving You. – Wyrecytował dumny z siebie David. –
Cholera. – Pomyślałam, ale nie dałam za wygraną. Uśmiechnęłam się promiennie i
rozpoczęłam zarządzanie grupą.
- Świetnie. Zaczniemy od nagrywania gitar.
Ritchie, zostawiam Cię pod opieką Stanleya. Stanley, to pan Ritchie Blackmore.
Masz się nim zająć. Jeżeli będzie chciał przerwy, wody albo ruskiej dziwki to
masz mu to wszystko załatwić. Przyjdę za godzinę.
Stanley niepewnie kiwnął głową i zwrócił się do
gitarzysty, który właśnie machał nam na pożegnanie.
W kolejnym pokoju zostawiłam Rogera i Iana, a w
trzecim Jon nagrywał klawisze. Z racji, że Mr. Lord (jak to zabawnie brzmi)
jest wokalem wspomagającym, musieliśmy na niego zaczekać. W ogóle to David mógł
przyjechać dopiero jutro. Dzisiaj i tak jest bezużyteczny.
- Jeżeli chcesz to możesz wracać do hotelu. Mamy
sporo pracy, a nie sądzę, że już dzisiaj przejdziemy do nagrywania wokalu. Jon
też potrzebuje przerwy. Zresztą jak wszyscy chłopcy. Zadzwonimy, kiedy będziesz
nam potrzebny. – Powiedziałam to chyba najszybciej jak mogłam.
David udawał, że nie słyszy. Zaczął nucić TĘ
piosenkę. Starałam się go ignorować. Usiadłam na fotelu i zaczęłam przeglądać
papiery.
- Och, Ally, nie bądź taka. – Podał mi rękę i
zerwał z krzesła. – Tyle czasu się nie widzieliśmy, daj mi się sobą nacieszyć. –
Poprosił Coverdale. Parsknęłam śmiechem.
- Dave, minęły dwa lata a Ty nadal nic nie rozumiesz.
Pamiętasz, kim byłam, kiedy mnie poznałeś? – Wokalista nawet nie udawał, że
mnie słucha.
Przyciągnął
mnie tylko do siebie i zaczął delikatnie kołysać… w rytm Since I’ve Been Loving You. Zrobiło się nawet przyjemnie. Ramiona
blondyna oplatały mnie, przez co czułam się bezpiecznie jak wtedy, w Rainbow. Z
tym, że wtedy ledwo byłam w stanie utrzymać się na nogach.
Tę wbrew pozorom niezręczną sytuację przerwał
Jon, nie powiedział wprawdzie nic, ale jego obecność dała mi pretekst do
oderwania się od mężczyzny. Uśmiechnęłam się do niego dziękczynnie. On tylko
puścił mi oczko i wrócił do swojego pokoju.
Usiadłam na fotelu i wróciłam do przeglądania
papierów, ale Dave nie dawał za wygraną. Usiadł naprzeciwko mnie i bezczelnie
się gapił. Przewróciłam oczami i odwzajemniłam spojrzenie.
- No co? – Burknęłam do niego.
- Pójdziesz ze mną na kawę? – Zapytał z nadzieją.
Uśmiechnęłam się ciepło, ale pokręciłam przecząco głową. Spojrzałam na zegarek.
Było kilka minut przed 11.
- Jeśli chcesz to tu zostań. Ja muszę zobaczyć
jak im to wszystko idzie.
Po kilkunastominutowym obchodzie stwierdzam, że
robota posuwa się naprzód, jednak, jeżeli wszystko będzie szło tak jak
dotychczas to nie pozbędę się chłopaków ze studia, co najmniej przez tydzień. Są
cholernymi perfekcjonistami. Zawsze spokojny Ritchie krzyczał na Stanley’a, że
on takiego chłamu nie wypuści i, że nagrywają jeszcze raz. U reszty wyglądało
to podobnie.
Wróciłam zrezygnowana do Davida. Siedział
zadowolony na MOIM fotelu z nogami na MOIM biurku. Tym razem nucił coś
Stonesów. Popatrzyłam na niego ze zrezygnowaniem i postawiłam przed nim butelkę
szkockiej.
- Szybko stąd nie wyjdziemy, a pić coś trzeba. –
Mruknęłam z uśmiechem i otworzyłam butelkę.
---------------------------------------
Nigdy nie
potrafiłam oceniać swoich prac, ale mogę Was zapewnić, że już dawno pisanie nie
sprawiało mi takiej radości. Długo nie pisałam niczego podobnego, stąd mój
entuzjazm. Piszcie co sądzicie i wyczekujcie kolejnego rozdziału! :)
Od razu wiedziałam, że go spotka.
OdpowiedzUsuńAle, że co?!
Była z Jimmy'm?!
Ale, ale, ale... To mój facet!
Dobra, to teraz już jestem pewna, że jeszcze raz wylądują w łóżku.
Tylko, że to by było o wiele za łatwe i na pewno nie będą razem, co nie?
A poza tym rozdział zajebisty.
Weny!
Czy ja naprawdę jestem aż tak przewidywalna? :(
UsuńW sumie to nie wiem co będzie dalej, bo piszę to co mi przyjdzie do głowy. Jimmy jeszcze wiele namiesza, zresztą Coverdale pewnie też.
Pozdrawiam :)
Wspaniale!Prosze wróć tu!c:
OdpowiedzUsuń